I jak wam się podoba rozdział? Wiem, nie jest idealny i strasznie długo na niego czekaliście. Szczerze to zapomniała o tym blogu oraz o tym, dlaczego pokochałam Dary Anioła i za to bardzo przepraszam. Teraz w miarę możliwości postaram się kontynuować tę historię. Ale proszę was o jedno. Piszcie w komentarzach swoje pomysły na kolejne rozdział i to, co chcielibyście, aby się w nich znajdywało. W najbliższych dniach postaram się stworzyć dwie strony na tym blogu. Mianowicie:
1. Gdzie będą umieszczone ogólne opisy rozdziałów, które zniknęły.
2. Strona gdzie będziecie mogli umieszczać swoje pomysły na kolejne rozdziały.
Obecnie proszę, abyście umieszczali te pomysły pod nowymi postami. Jeśli będą już aktywne te strony to dam znać. ; -p
Życzę miłego czytania.
paulina patrycja
♥♥♥
Kiedy byliśmy już na parkingu przed szkołą, postanowiłam ponownie spróbować się wyszarpać. Udało się! Chłopak zatrzymał się i odwrócił do mnie.
- Co znowu?! - Warknął.
- Jace, co ty wyprawiasz?! - Zrobiłam groźną minę.
Zaczęłam masować nadgarstek, za który mnie trzymał w stalowym uścisku. Spojrzałam na niego i okazało się, że mam lekkie zaczerwienienie.
Blondyn otworzył usta, aby coś powiedzieć, po czym je zamknął. Boże, ale on jest wnerwiający!
- Mów! -Ponagliłam chłopaka.
- Clary... - Spuścił wzrok. Nie, nie dam się JEMU! Udaje skruszonego i niewinnego. To taki Ygg. - Ja...
- Nie udawaj idioty, tylko mów.
Chłopak westchnął i zaczął wyłamywać sobie palce. Wyglądało to, jak by walczył z czymś w środku. Podniósł na mnie wzrok. W jednym momencie stał się taki pewny siebie. Boże ten człowiek bywa taki zmienny.
Nagle zawiał wiatr i rozwiał jego blond włosy. Widok zapierał dech w piersiach. Przeczesał palcami czuprynę.
- Tak naprawdę to nie mam pojęcia...
- Nie kłam! - Przerwałam mu. - Tylko mów. Chyba zasługuję na to!- Głos zaczął mi się łamać.
Złagodniał mu wzrok. Można by pomyśleć, że lubię wizerunek miłego Jace'ego. Złotooki podszedł do mnie i mocno przytulił, owijając mnie swoimi silnymi ramionami. Coś musiało mi się nienormalnego stać, ale czuję się bezpieczna w jego ramionach.
- Clary, dużo życzy, się zdążyło wydarzyć. - Spojrzałam na niego, nie będąc pewna, co ma na myśli. - Ale nie tutaj. - Mówiąc to, rozejrzał się do około.
- Jace! - Warknęłam.
- Wszystko ci wyjaśnię, ale tutaj. - Dostrzegłam, że mówi to szczerze. Słychać było to w jego głosie i widać w oczach.
- To gdzie?
- Clary...
- Żadnej Clary! Chcę tylko znać prawdę. - Byłam już na skraju łez.
Chłopak westchnął. Pewnie ma mnie już dość. Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. Każdego wnerwiam po krótkim czasie. Nie liczni ze mną wytrzymują. Ci to z reguły moi przyjaciele. Nie wiem, czy GO MOGĘ do nich zaliczyć. Wątpię.
Chwycił mnie za ramię i pociągnął w stronę samochodu. Znów chciałam się mu wyrwać, ale odpuściłam. Wiedziałam, że nie mam z nim szans. Ma na dumna wszelką przewagę. To kolejna rzecz, której w nim nienawidzę.
Wepchnął mnie na przednie siedzenie sąsiadujące z kierowcą i zamknął drzwi. Chciałam wyjść, ale okazało się, iż zamknął drzwi od mojej strony. Zaczęłam przesiadać się na kolejne siedzenie, aby tamtędy wyjść, ale chłopak zdążył już dojść i je otworzyć chcąc wsiąść. Kiedy mnie zobaczył, roześmiał się w niebo głosy.
- Myślałaś, że uciekniesz wielkiemu Jace'owi Herandale? - Mówiąc to, śmiał się dalej, a ja siedziałam, jak bym była kamieniem. - Kochanie, jeśli sądziłaś, że mi uciekniesz, to się grubo mylisz.
- Nie jestem żadnym twoim kochanie. Rozumiesz?!
Dlaczego ten plant musi mnie torturować ta swoją gębą? Naprawdę mam jej już dość. Gdziekolwiek się nie obejrzę, tam jest ten idiotą!
- Płomyczku, po co te nerwy? A teraz zjeżdżaj na swoje miejsce. A i nawet nie myśl o ucieczce. - Zaczęłam się przesuwać na swoje miejsce. A ten siadać przed kierownicą. - Nie wyjdziesz. - W tym momencie poczułam się, jak by chciał mnie porwać. Mam nadzieje, że nie okaże się seryjnym mordercą. Chociaż na takiego nie wygląda, ale nigdy nie wiadomo co w trawie piszczy.
***
Po pół godziny jazdy w ciszy i moich dwóch nie uwolnić ucieczkach ten idiotą wreszcie się zatrzymał na światłach. Może to dziwne, ale od razu rozpoznała to skrzyżowanie. Kiedy pojawiło się zielone światło, a na ulicach odzież było pusto, Jace ruszył, ale ja szybko chwyciłam kierownicę i skręciłam w prawo.
- Co ty wyprawiasz?! - wydał się na mnie chłopak. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo się udało. Nareszcie coś idzie po mojej myśli.
- Chcę jechać do domu! - sprostowałam.
- Jaja sobie ze mnie robisz?! Wiesz, co mogło się stać?!
- Wyluzuj- Mruknęłam pod nosem.
- Nie pojedziemy do domu!
- Nie będziesz mi rozkazywać! Co mam robić a czego nie! Jestem już duża! - miałam ochotę go udusić. - Poradzę sobie. - warknęłam.
- Już to widzę. - Powiedział podświetlana się.
- Co masz na myśli?
- No wiesz. Ty jesteś trochę, no wiesz, - powiedział to ledwie na mnie patrzeć, a w jego głosie było słuchać lekkie obrzydzenie, niedowierzanie i mnóstwo arogancji oraz wymigiwania się. - a ja. - Tu była raczej duma i podziw własnej osoby. Miałam ochotę go porządnie walnąć w nadziei, że odzyska trochę mózgu.
- Jesteś... Ygg! Mam cię po prostu dość! - Ryknęłam.
Kiedy byliśmy niedaleko mojego celu, uśmiechnęłam się triumfalnie. Wiedziałam, że gdy skręci w tę ulicę, nie będzie miał odwrotu i będzie musiał przejechać prędzej czy później obok mojego domu. Czyli jednym słowem wygrałam! Po kilku sekundach zaczął ujawniać się dach. Wszędzie bum go rozpoznała. Z każdą sekundą, gdy się do niego zbliżaliśmy, moje oczy rozszerzały się coraz bardziej. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Mogłabym przysiąść, że połowa mebli jest w strzępach porozrzucana po podwórku.
Jeszcze Jace nie zdążył zatrzymać samochodu, a ja wyskoczyłam z niego niczym piorun z jasnego nieba. Szyby w oknach zostały w większości porozbijane, a drzwi zostały wyważone. Ich szczątki leżały na schodach.
Nagle ktoś złapał mnie za amię i pociągnął do tyłu. Automatycznie krzyknęłam.
- Ucisz się — Warknął mężczyzna za mną. Kiedy stanął przede mną, okazało się, iż to jest Jace. - i zostań tu. - Polecił, a w sumie to rozkazał. Miałam ochotę odpowiedzieć mu jakże znanym "chał". Ale się z trudem powstrzymałam.
- Już to widzę. - Mruknęłam i podbiegłam do chłopaka, który zdążył przekroczyć próg domu.
- Mówiłem, abyś została tam! - I po co te nerwy? W odpowiedzi tylko prychnęłam.
- I sądziłeś, że cię posłucham? - Spytałam zdziwiona.
Usłyszałam, jak wkurzony jeszcze coś mruczy pod nosem. Nagle usłyszałam, jak coś w jednym z pokoi na górze się przewraca. Jace ręką zgarnął mnie za swoje plecy.
- Trzymaj się blisko. - Przewróciłam oczami.
- Oczywiście mój bohaterze.
Chłopak westchnął teatralnie.
- Wiedziałem, że jestem niczym super bohater. Ale dlaczego ty to dopiero dostrzegłaś?
- Och zamknij się. - Walnęłam go w ramię.
- Chciałabyś.
- Co ty wyprawiasz?! - wydał się na mnie chłopak. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo się udało. Nareszcie coś idzie po mojej myśli.
- Chcę jechać do domu! - sprostowałam.
- Jaja sobie ze mnie robisz?! Wiesz, co mogło się stać?!
- Wyluzuj- Mruknęłam pod nosem.
- Nie pojedziemy do domu!
- Nie będziesz mi rozkazywać! Co mam robić a czego nie! Jestem już duża! - miałam ochotę go udusić. - Poradzę sobie. - warknęłam.
- Już to widzę. - Powiedział podświetlana się.
- Co masz na myśli?
- No wiesz. Ty jesteś trochę, no wiesz, - powiedział to ledwie na mnie patrzeć, a w jego głosie było słuchać lekkie obrzydzenie, niedowierzanie i mnóstwo arogancji oraz wymigiwania się. - a ja. - Tu była raczej duma i podziw własnej osoby. Miałam ochotę go porządnie walnąć w nadziei, że odzyska trochę mózgu.
- Jesteś... Ygg! Mam cię po prostu dość! - Ryknęłam.
Kiedy byliśmy niedaleko mojego celu, uśmiechnęłam się triumfalnie. Wiedziałam, że gdy skręci w tę ulicę, nie będzie miał odwrotu i będzie musiał przejechać prędzej czy później obok mojego domu. Czyli jednym słowem wygrałam! Po kilku sekundach zaczął ujawniać się dach. Wszędzie bum go rozpoznała. Z każdą sekundą, gdy się do niego zbliżaliśmy, moje oczy rozszerzały się coraz bardziej. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Mogłabym przysiąść, że połowa mebli jest w strzępach porozrzucana po podwórku.
Jeszcze Jace nie zdążył zatrzymać samochodu, a ja wyskoczyłam z niego niczym piorun z jasnego nieba. Szyby w oknach zostały w większości porozbijane, a drzwi zostały wyważone. Ich szczątki leżały na schodach.
Nagle ktoś złapał mnie za amię i pociągnął do tyłu. Automatycznie krzyknęłam.
- Ucisz się — Warknął mężczyzna za mną. Kiedy stanął przede mną, okazało się, iż to jest Jace. - i zostań tu. - Polecił, a w sumie to rozkazał. Miałam ochotę odpowiedzieć mu jakże znanym "chał". Ale się z trudem powstrzymałam.
- Już to widzę. - Mruknęłam i podbiegłam do chłopaka, który zdążył przekroczyć próg domu.
- Mówiłem, abyś została tam! - I po co te nerwy? W odpowiedzi tylko prychnęłam.
- I sądziłeś, że cię posłucham? - Spytałam zdziwiona.
Usłyszałam, jak wkurzony jeszcze coś mruczy pod nosem. Nagle usłyszałam, jak coś w jednym z pokoi na górze się przewraca. Jace ręką zgarnął mnie za swoje plecy.
- Trzymaj się blisko. - Przewróciłam oczami.
- Oczywiście mój bohaterze.
Chłopak westchnął teatralnie.
- Wiedziałem, że jestem niczym super bohater. Ale dlaczego ty to dopiero dostrzegłaś?
- Och zamknij się. - Walnęłam go w ramię.
- Chciałabyś.
Znów dotarł do nas hałas z piętra. Tym razem blondyn stał się poważny. Wyciągnął jakąś metalową rurkę za paska spodni — Czy on cały czas ją tam miał?- i coś wyszeptał. Niestety nie zrozumiałam co. Metalowy przedmiot zaświecił i w mgnieniu oka ukazał się miecz. Pisnęłam z zaskoczenia.
- Mówiłem, abyś była cicho. - Pouczył mnie.
- Wcale nie.
- To mówię to teraz. - warknął.
Ruszyliśmy po schodach na górę. W połowie drogi na piętro blondyn się zatrzymał.
- Masz. - podał mi srebrny sztylet. Wytrzeszczyłam oczy na jego widok.
- Jace...
- W razie co możesz się obronić. - Przerwał mi. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
Pamiętaj. Czytasz, komentuj!